Pippin to pies, który udowadnia, że rozmiar jest absolutnie nieistotny, jeśli ma się charakter, uszy i godność. A uszy Pippina… cóż. One zasługują na własne biuro prasowe, konto w mediach społecznościowych oraz specjalną funkcję w tajnych służbach kraju. Są większe niż on cały i wygląda z nimi jak szpieg, czujnie nasłuchujący wszelkich rozmów wrogów Rzeczpospolitej.
Trochę ratlerek, trochę mops, trochę nikt, a tak naprawdę – absolutnie KTOŚ.
Miejski gwar? Autobusy? Hulajnogi, które wyjeżdżają zza rogu? Zero stresu. Pippin idzie jakby od lat sprawdzał swoje rewiry i wiedział, gdzie w powietrzu unosi się najlepszy aromat pieczonego kurczaka.
Na Paluch trafił po przejściach – kulał, miał na ciele liczne otarcia i rany, które mówiły więcej, niż chcielibyśmy czytać. Ale to pies, który z bólu zrobił siłę. Nie ma w nim ani dramy, ani żalu – jest spokój, ciekawość świata i to piękne psie: „dobra, co dalej?”.
W stosunku do innych psów – dyplomata. Mija je z klasą, a jeśli ktoś jest natrętny, po prostu go ignoruje. Bo po co tracić energię, skoro można ją wykorzystać na czułości?
A czułości to jego specjalność. Ufa człowiekowi od razu. Przyjaźnie zawiera szybciej niż ludzie pod sklepem w kolejce po bułki. Jak przystało na małego pieska w typie rasy, czasami ma też „swój charakterek” – jak coś sobie postanowi, to negocjuje jak prawdziwy profesjonalista (z wyraźnym wskazaniem na „i tak będzie po mojemu”).
A jeśli w kieszeni masz smakołyk? Wtedy staje się największym odkrywcą chodników, trawników i świata – odważny, ciekawski, gotowy iść tam, gdzie nogi i... uszy poniosą.